Bo wcale nie jest tak, że po dobrym pisarzu nie ma czego szlifować. Bo w błędzie jest ten, kto sądzi, że piątka z polskiego albo piątka na dyplomie ukończenia filologii polskiej zatrzaskuje z łoskotem drzwi wszystkim językowym potworkom. Intuicja, ciągła nauka i praktyka, praktyka, praktyka. Tylko wtedy redakcja językowa i/lub korekta będzie wystarczająco dobra. A bez słowników nie będzie nawet po trzydziestu latach praktyki – bo dobry redaktor i korektor to również ten, który nieustannie się upewnia i gasi pojawiające się co rusz czerwone lampki oświetlające a to ten, a to inny, na pozór banalny wyraz.

Redakcja

Redakcji podlega każdy tekst. Każdy, na którym komuś zależy. Czasem redaktor jest ojcem (lub matką) „niepowtarzalnego stylu” autora, ale widać to dopiero, gdy przestanie współpracować z tymże osławionym autorem. I nagle styl jakiś nie ten sam, i humoru brak. Albo właśnie odwrotnie, gdy poprzedni redaktor był kiepski. Kiepski czy dobry – na pewno ukryty głęboko w cieniu autora. I tak samo jak autor potrzebny, bo, uwierzcie, nie chcielibyście przeczytać żadnej książki, która nie przeszła redakcji. Może znajdzie się dziesięć stron w dwustustronicowej publikacji, które można by zostawić takimi, jakimi przyszły do redakcji. Tak już jest, w przypadku dobrych pisarzy też. Mój tekst prawdopodobnie moja przyjaciółka redaktorka również poprawiłaby bezlitośnie, bo po każdym jest co poprawiać. Nie robi się tego tylko po samym sobie.

Korekta

Podczas gdy redakcja daje spore pole do językowych popisów, pozwala wpływać na kształt tekstu i jego styl, to korekta jest raczej pieczołowitym dbaniem o wyczyszczenie tekstu z wszelkich literówek, interpunkcyjnych niedopatrzeń redaktora (tak, redaktora, bo po autorze tekst poprawia redaktor, a dopiero potem korektor!), błędów ortograficznych (ortografia to przecież nie kwestia rz czy ż, ale cała masa zasad, np. pisowni łącznej i rozdzielnej…) lub błędów składu. Czasem zdarza się, że jeden przecinek zmienia sens wypowiedzi i wtedy – warto wiedzieć – przecinek leży w kompetencjach redaktora, a nie korektora. Taki niby drobiazg, prawda?